Dawno, naprawdę dawno temu, ktoś wymyślił wspinanie. Czynność niekoniecznie pożyteczną, być może przyjemną. Jednak jak to zazwyczaj się dzieje, każdy byt z czasem ewoluuje, starzeje się, wychodzi z mody, albo przeciwnie, trwa, rozwija się. Bywa że się degeneruje. Nie będziemy tu wszakże rozważać zagadnienia tak ważkiego jak to, w którą stronę poszło wspinanie, tudzież poszczególne jego jego dyscypliny.

Fakt jest faktem, że na naszej Klubowej ściance od dłuższego już czasu funkcjonuje „drajtulownia”**. Obiekt ten, będący poletkiem treningowym przeznaczonym dla osobników pragnących uprawiać tę nie całkiem logiczną dyscyplinę wspinaczkową, nieposiadającą nawet sensownego polskiego nazewnictwa, stoi więc otworem, a nawet jest świadkiem regularnie odbywających się tam zajęć sekcyjnych.

Każdy z was, odwiedzając Peron Baltoro, musiał już zetknąć się z przedstawicielami „sekcji drajtulowej”. Po ich odbiegającym od ściankowej normy wyglądzie, można wywnioskować, na czym polega drajtul – zamiast baletek masz raki/rakobuty (no dobra, nie zawsze, ale nie wchodźmy w szczegóły), a w rękach czekany. Dlaczego – bo geneza drajtulu leży we wspinaniu zimowym, mikstowym, czy czysto lodowym.

A tak na serio – drajtul to taki ersatz wspinania w górach, ale będący obecnie samodzielną dyscypliną, która doczekała się własnych rozgrywek w postaci tzw. „pucharu lodowego”, rozgrywanego w randze kontynentalnej (np. Europy, Azji) oraz świata. Zapytacie dlaczego „lodowego”, a nie „drajtulowego” – w założeniu charakter dróg miał być mieszany (z elementami lodowymi). Rzeczywiście, w części edycji zawodów rangi „pucharu lodowego”, udawało się przygotować takie drogi (zazwyczaj tam, gdzie warunki atmosferyczne temu sprzyjały). Wspomnimy jeszcze (a propos lodu), że zawodnicza wspinaczka lodowa posiada także swoją poddyscyplinę – czasówki lodowe.

Wracając na naszą ściankę – drajtulownia umożliwia trening w rakach i z dziabami, co należy docenić, jako że w Polsce jak dotąd takich miejsc brak. Nieliczne rejony drajtulowe rozrzucone po kraju, to zazwyczaj zapyziałe jaskinie, czy wilgotne kamieniołomy straszące kruszyną (szczęśliwie jest kilka industriali).  Nie trzeba być nastawionym stricte na drajtul – równie skutecznie z tego miejsca skorzystać można w celu obycia ze sprzętem, czy rozruchu przed sezonem zimowym.

Na koniec, trochę autopromocji – z drajtulowni można korzystać indywidualnie. Można także zaryzykować zapisem na sekcję prowadzoną przez Janka Mondzelewskiego. Obecna grupa trenująca od roku 2021, ma już za sobą starty podczas pucharu Słowacji i pierwszych edycji pucharu Europy.

*by odpowiedzieć sobie na pytanie, czy powyższa sentencja dotyczy istoty drajtulingu sugerując jej patologiczny charakter, serdecznie zapraszamy wszystkich chętnych do odwiedzenia nas na Peronie Baltoro – każdy poniedziałek i środa w godzinach 18.30 – 21-00.

**pisownia i odmiany zależne wyłącznie od widzimisię Autora